Goście na sali weselnej reportaż ślubny

Wielokulturowa ceremonia w eleganckim wydaniu – reportaż ze ślubu i wesela Karoliny i Soreba

Źródło: Fotografia Ślubna Gosia Pacuła

Strzała amora dopadła ich nagle. Równie sprawnie przygotowali się do najważniejszego dnia w swoim życiu. Karolina i Soreb twardo stąpają po ziemi i mieli sprecyzowane wymagania, jeśli chodzi o swój ślub. Ich perfekcjonizm i dobry gust udało się uchwycić fotografce, Gosi Pacule.

Zdjęcia: Fotografia Ślubna - Gosia Pacuła

Na styku kultur

Karolina i Soreb poznali się w pracy. Okazało się, że zostali zrekrutowani na to samo stanowisko dokładnie w tym samym czasie – mimo że każde z nich pochodzi z innego kraju (Soreb jest Francuzem, a jego rodzice urodzili się w Indiach). – Do dziś zastanawiamy się, jakie były nasze szanse, by spotkać się w ten sposób – zaznacza Karolina. – Pierwszy raz zobaczyliśmy się w Warszawie na kilkudniowym szkoleniu, jednak nasza relacja zaczęła rozkwitać dopiero podczas kilkumiesięcznej pracy w Paryżu, gdzie poza dzieleniem się obowiązkami zawodowymi mieliśmy szansę, by razem zwiedzić najciekawsze zakątki miasta i wspólnie wziąć udział w wielu wydarzeniach.

Po zaledwie trzech miesiącach znajomości oboje wiedzieli już bez cienia wątpliwości, że się pobiorą. To była miłość od pierwszego wejrzenia – tak silne uczucie było niemałym zaskoczeniem dla racjonalnych analityków danych. – Zanim się obejrzeliśmy, snuliśmy już wspólne plany na przyszłość i dzieliliśmy podstawowe obowiązki domowe, nawet się nad tym nie zastanawiając. Po czterech miesiącach spędzonych we Francji oboje mieliśmy kontynuować pracę w Warszawie. Kolejne cztery miesiące później podpisywaliśmy już umowę na salę, w której miało się odbyć nasze przyjęcie weselne za kolejny rok i trzy miesiące – mówi świeżo upieczona żona.

Razem cały czas? I dobrze!

Karolina i Soreb pracują biurko w biurko, są więc razem praktycznie całą dobę. – Niektórzy nie mogą się nadziwić, że nie nuży nas ta ciągła bliskość, nie nudzimy się sobą i cały czas czerpiemy radość z przebywania w swoim towarzystwie. Myślę, że wiele zależy tu od naszych charakterów – przede wszystkim, jeśli w jakiejś kwestii nie zgadzamy się ze sobą, stawiamy na merytoryczną rozmowę. Oboje bazujemy na faktach i jesteśmy otwarci na odmienne perspektywy, dlatego dużo łatwiej jest nam dojść do kompromisu lub przyznać rację drugiej osobie. Również nasze podejście do problemów jest zbieżne – oboje skupiamy się zawsze na rozwiązaniu zamiast na problemie samym w sobie – mówi Karolina.

A Soreb romantycznie dodaje: – Gdy przytulam Karolinę, czuję się jak w domu: bezpieczny i ważny. Gdy pojawiają się niedogodności, nigdy nie jestem sam, zawsze otrzymują wsparcie. Co więcej, dostaję od mojej żony tak wiele miłości, że czasami zastanawiam się, czy sam oddaję jej wystarczająco dużo!

Według Karoliny ważne są również szczerość i otwartość, które pomagają tłumić wszelkie potencjalne konflikty w zarodku. – Każda czynność wykonana razem daje nam wiele satysfakcji, nawet jeśli są to klasyczne obowiązki domowe, którymi staramy się dzielić po równo. Oboje lubimy gotować i poszerzać horyzonty kulinarne. Może tego po nas nie widać, ale jeszcze bardziej lubimy jeść – śmieje się panna młoda i kwituje: – Często też razem podróżujemy, nie tylko do rodzinnego miasta Soreba, by spędzić trochę czasu z rodziną, ale również do innych krajów, chociażby na weekend. Lubimy również stawiać sobie wyzwania i rozwijać wszechstronne umiejętności, biorąc udział w różnych kursach czy aktywnościach sportowych.

Letnia ceremonia z udziałem najbliższej rodziny i przyjaciół

Wymarzoną porą roku polsko-francuskiej pary okazało się lato: – Wybraliśmy drugą sobotę sierpnia, co prawie idealnie pokryło się z datą naszego pierwszego spotkania dokładnie dwa lata wcześniej – mówi Karolina, a Soreb dodaje: – 10 sierpnia wydał mi się idealny. Nie dosyć, że w Polsce to miesiąc uznawany za szczęśliwy, to jeszcze lubię liczbę 10. Przeznaczenie!

Przygotowania zaczęły się niecałe półtora roku przed ślubem. – W pierwszej kolejności skupiliśmy się na poszukiwaniach sali bankietowej. Zależało nam na tym, aby znajdowała się w obrębie Warszawy, najlepiej w niedalekiej odległości od domu moich rodziców, gdzie miałam się szykować. Podczas spotkania z menedżerem zwróciliśmy szczególną uwagę na: warunki umowy, dostępną przestrzeń i możliwość ustawienia okrągłych stołów, aranżację wnętrza (czy stałe elementy same w sobie są na tyle eleganckie i stonowane, aby współgrały z wybranym przez nas motywem dekoracji), odpowiednio duży wydzielony parkiet, estetycznie zagospodarowaną przestrzeń na zewnątrz budynku, a także proponowane menu. Upewniliśmy się, że nie jest pobierana opłata tzw. korkowego, że właściciele będą otwarci na zaproponowane przez nas modyfikacje w weselnym menu oraz że obsługa, a zwłaszcza kelnerzy, posługują się językiem angielskim – Karolina wylicza sprecyzowane wymagania. – W kolejnym kroku wybraliśmy kościół, DJ-a, fotografa i zaproszenia – dodaje pan młody. 

Soreb poleca też udanie się na targi ślubne, na których można z bliska poznać różne style weselne i upewnić się, jaki podoba się nam najbardziej.

Narzeczeni pragnęli, aby ich wesele odbyło się w gronie rodziny i najbliższych przyjaciół. Ponieważ ceremonia miała miejsce w Polsce (kościół św. Anny w Warszawie), ze względów logistycznych większość gości stanowiła rodzina Karoliny. – U nas sprawdziła się akurat niepisana zasada, wedle której na wesele przybyło ok. 70% zaproszonych. Ta reguła dotyczyła jednak głównie polskich gości, ponieważ ci zagraniczni przybyli prawie w pełnym składzie – mówi Karolina.

Koronki, zieleń, drewno i złoto, czyli wesele w eleganckim wydaniu

Karolina przywiązuje dużą wagę do szczegółów, więc poświęciła naprawdę sporo czasu na wertowanie zdjęć na Pintereście w poszukiwaniu ślubnych inspiracji: – Początkowo planowaliśmy, aby nasze dekoracje bardziej wpisywały się w popularny nurt boho. Oboje zresztą uwielbiamy naturę i zieleń, wybór wydawał się zatem dość oczywisty. Pojawił się jednak jeden szkopuł – suknia ślubna, dla której przepadłam, zupełnie odbiegała od tego stylu. Wybrałam dość bogato zdobioną i mieniącą się kreację z geometrycznym motywem koronki.

W ramach kompromisu zdecydowaliśmy się więc postawić w kompozycjach roślinnych na eukaliptusową zieleń połączoną z nowoczesnymi sukulentami (które pojawiły się zarówno w bukietach, butonierkach, jak i na torcie weselnym), przełamaną białymi i brzoskwiniowymi kwiatami. Jednocześnie na sali znalazły się: świece i małe LED-y wnoszące wiele ciepła i tworzące magiczną atmosferę, eleganckie akcenty złota, drewno dla podkreślenia naturalności kompozycji oraz delikatna gołębia szarość będąca doskonałym tłem dla pozostałych elementów wystroju. Tę wizję idealnie odwzorowała i uzupełniła dzięki swojej kreatywności pani Patrycja z Bianka Dekoracje. Również garnitur pana młodego nie należał do całkowicie klasycznych – niecodzienny ciemnobordowy kolor okazał się nonszalancki i idealnie podkreślił jego ciemniejszą karnację.

Przysięga w dwóch językach

Karolinie i Sorebowi zależało na kościele, w którym msza zostanie przeprowadzona w dwóch językach: polskim i francuskim. – Było dla nas kluczowe, by wszyscy goście zrozumieli każdą część wydarzenia, dlatego zdecydowaliśmy się na ekipę Stylowego Wesela, która zaproponowała nam poprowadzenie uroczystości z udziałem francuskojęzycznego tłumacza. Można powiedzieć, że ślub odbył się nawet w trzech językach, ponieważ ksiądz bardzo miło nas zaskoczył, kierując część kazania bezpośrednio do nas w języku, którym posługujemy się między sobą na co dzień, czyli po angielsku. Przysięgę małżeńską również złożyliśmy sobie w ten sposób – podkreśla para.

Budżet z Excelem w ręku

Karolina i Soreb swoje ślubne wydatki postanowili notować w arkuszu Excel: – Dzięki temu mogliśmy kontrolować, jaka część głównych opłat została już ustalona z usługodawcami. Zapisywaliśmy również, które usługi i w jakiej części zostały już przez nas opłacone, co pozwoliło na dokładne monitorowanie tego, jakie płatności nas jeszcze czekają i w jakim momencie. Na liście poniesionych kosztów zostały też uwzględnione ozdoby i gadżety, np. księga gości, tabliczki z menu, wykonane samodzielnie przez nowożeńców.

Nie mieliśmy bardzo sprecyzowanego budżetu, raczej widełki, na które byliśmy finansowo przygotowani, ale np. przy wyborze dekoracji przyjęliśmy maksymalną kwotę, którą planowaliśmy przeznaczyć na ten cel, i tego limitu się trzymaliśmy. Trochę zaoszczędzić pozwoliło nam przykładowo to, że w kościele zapewnione były subtelne ozdoby i nie trzeba było się o to dodatkowo troszczyć. Kieszeń odciążył również samochód, którym jechaliśmy do ślubu – zabytkowy rolls-royce. Jak to możliwe? Podwózkę zaproponował nam mąż mojej siostry ciotecznej – mówi Karolina. Para zaoszczędziła też na choreografii na pierwszy taniec, ponieważ panna młoda była w przeszłości instruktorką tańca.

Były jednak rzeczy, na które młoda para wydała nieco więcej, np. dodatkowe obrusy, krzesła czy oprawa muzyczna wesela.

Rady dla przyszłych małżonków

Kogo, jak kogo, ale rad analityków danych warto posłuchać.  

Karolina zaznacza: – Przede wszystkim należy zwracać uwagę na to, czy wszystkie najistotniejsze zapisy zostały uwzględnione w umowie – nigdy nie powinniśmy ufać usługodawcy na słowo. Jeśli np. menedżer sali obiecał nam, że do czasu naszego wesela zapewni odpowiednią liczbę krzeseł w wybranym przez nas kolorze czy konkretne obrusy, których obecnie nie posiada, poprośmy, aby zostało to zapisane w umowie. Również jeśli słownie uzgodniliśmy, że możliwe będzie przygotowanie przez kucharza dań wegetariańskich/wegańskich/bezglutenowych dla części gości, także polecam zawrzeć to w umowie (lub sporządzić aneks, ponieważ mało kto jest w stanie określić takie szczegóły na rok czy dwa lata przed

weselem) – i dodaje: – Warto także upewnić się, że w umowie został zawarty zapis o wyjątkowych okolicznościach, takich jak awaria prądu: czy sala zobowiązuje się do zorganizowania na swój koszt agregatu prądotwórczego na wypadek takiej sytuacji? Sprawdźmy też czy – i jeśli tak, to do kiedy – możemy jeszcze zrezygnować z danej usługi bądź zmienić część ustaleń bez poniesienia kosztów – nasza koncepcja może się przecież zmienić nawet kilka razy, warto więc zapewnić sobie pewną elastyczność.

Panna młoda słusznie zauważa również, że bardzo ważne jest dokładne przemyślenie liczby gości. Najczęściej musimy zadeklarować już w momencie podpisywania umowy, że nasze wesele odbędzie się np. na minimum 60 osób – zazwyczaj organizacja mniejszego przyjęcia jest dla danego obiektu mało opłacalna. – Zapytajmy, jakie mogą być konsekwencje niespełnienia tego kryterium, i podejmijmy stosowną decyzję. W momencie tworzenia listy gości rzadko kiedy bierzemy pod uwagę sytuację, w której znaczna część z nich ostatecznie się nie pojawi, jednak naprawdę warto jest mieć taki scenariusz na uwadze i być na niego przygotowanym – mówi rzeczowo Karolina.

Dzień pełen wzruszeń

Pierwszym ze wspaniałych wspomnień była chwila, gdy Soreb zobaczył mnie po raz pierwszy podczas naszej krótkiej sesji przedślubnej w ogrodzie botanicznym w Powsinie. Magiczna atmosfera została pięknie uchwycona na fotografiach Gosi, która towarzyszyła nam tego dnia praktycznie cały czas – mówi wzruszona żona i dodaje: – Moment, w którym mój tata prowadził mnie do ołtarza, również był niesamowicie poruszający – patrzyłam wtedy z dumą na swojego przyszłego męża czekającego na mnie przed ołtarzem. Muszę przyznać, że ciężko było nam powstrzymać łzy wzruszenia podczas ceremonii, kiedy nasz świadek i jednocześnie najlepszy przyjaciel Soreba odczytywał „Hymn o miłości” w języku francuskim, a także przy okazji pięknych utworów wykonywanych przez chór w akompaniamencie skrzypiec. O samej przysiędze nie wspominając.

Miłą niespodzianką było również wystąpienie świadków. Siostra Karoliny i przyjaciel Soreba zaskoczyli ich prezentacją na ich temat poprowadzoną w żartobliwy i kreatywny, ale momentami też bardzo poruszający, sposób. – Zaraz po niej miało miejsce wystąpienie wszystkich moich przyjaciół, którzy przygotowali specjalnie na tę okazję własne karaoke do popularnego hitu „Andalouse” z zabawnym tekstem opowiadającym historię tego, jak uroczy hinduski chłopak poznał polską dziewczynę – wspomina Soreb.

Jednak najbardziej niespodziewanym i wzruszającym momentem było... pojawienie się brata pana młodego. Na kilka dni przed ślubem musiał pilnie wyjechać do Indii i wszyscy pogodzili się z tym, że nie zdąży dotrzeć na ceremonię. – Nasze zdziwienie i radość nie miały końca, gdy w połowie wesela Serpreet pojawił się na sali, przylatując bezpośrednio z Indii w ostatniej chwili. Był to zdecydowanie najlepszy prezent, jaki oboje mogliśmy otrzymać tego dnia, i naprawdę ciężko opisać emocje, które nam wtedy towarzyszyły – podsumowują małżonkowie.

Po swojemu, czyli przepis na wymarzone wesele! Ania i Dawid :)