Panna Młoda w wianku na sali weselnej

Szkolna miłość z happy endem

Źródło: Fotografia Jacek Kawecki

Poznali się w liceum. Gosia i Iwo chodzili do jednej klasy. Parą zostali dość szybko, bo już po kilku miesiącach znajomości. Jak przekonują – są żywym dowodem na to, że szkolna miłość może przerodzić się w coś naprawdę wyjątkowego. Uhonorowaniem tego były zaręczyny nieopodal liceum – osiem lat po tym, jak się poznali. 

Zdjęcia: Fotografia Jacek Kawecki

Wesele zaczęli planować dość szybko po zaręczynach, po około trzech miesiącach mieli już ustaloną datę, zarezerwowane miejsce wesela i usługi fotografa. Dla Iwona zdjęcia z wesela były bardzo ważne, dlatego ten wybór okazał się jednym z pierwszych, jakich para dokonała. 

Na przyjęcie weselne para zaprosiła wielu krewnych, z którymi pozostaje w zażyłych relacjach, i bez których obecności nie wyobrażała sobie tego wielkiego dnia. Gosia i Iwo mają też spore grono przyjaciół, z którymi – jak mówią – chcą świętować najważniejsze chwile w ich życiu. Planowana liczba gości determinowała wybór obiektu, stąd narzeczeni dość szybko wiedzieli jakiego miejsca szukają. 

Poszukiwania sali i fotografa

Gosia i Iwo wiedzieli, że nie chcą wesela na tradycyjnej sali. Iwonowi marzył się plener, a Gosia od długiego czasu była zafascynowana weselami w klimacie boho. W Polsce istnieje już wiele stodół przystosowanych do urządzania przyjęć, ale narzeczeni chcieli, aby ich ślub i wesele odbyły się na Opolszczyźnie, gdzie takiego miejsca nie znaleźli. Musieli więc zdecydować, czy chcą zrezygnować z marzeń o sielskiej zabawie w plenerze, czy też starać się zrealizować swoje marzenia mimo, że będzie to od nich wymagało dużego nakładu pracy.

Po długich poszukiwaniach, na fan page’u jednego z fotografów, znalazłam sesję zrealizowaną w starej stodole. Okazało się, że znajduje się ona w podopolskiej wsi – Domecku, na posesji należącej do restauracji Stary Dom.

Stodoła była już co prawda wykorzystywana na celebrację uroczystości, ale była zbyt mała na wesele dla ponad stu gości, a taka wstępna lista wyłaniała się po długotrwałych debatach Gosi i Iwona. Miejsce jednak zauroczyło ich tak bardzo, że postanowili zaryzykować. – Stary Dom dysponuje dużą kuchnią, mają doświadczenie w organizacji imprez, w obiekcie są toalety i prąd. Żeby jednak pomieścić naszą setkę gości i pozostawić miejsce na parkiet, zdecydowaliśmy się wynająć namiot, który ostatecznie stanął za stodołą – mimo, że na podwórku rosło sporo drzew, a podłoże do najrówniejszych nie należało – wspomina Gosia. 

Wybór daty ślubu, który padł na koniec lipca, wynikał z realiów naszej polskiej pogody. W stodole i w namiocie gościom nie groziło przemoknięcie, ale chcieliśmy wykorzystać w pełni potencjał podwórka – rozłożyć leżaki, stogi siana, lampiony. Staraliśmy się więc wybrać datę, kiedy powinno być ciepło i słonecznie. Udało się, podczas dwudniowego wesela z nieba nie spadła ani jedna kropla deszczu – z uśmiechem opowiada Iwo. 

Od pomysłu do realizacji

Całe przygotowania trwały ponad półtora roku, ale najwięcej pracy skupiło się w ostatnim tygodniu. Gosia i Iwo już od środy byli w stodole, codziennie od samego rana do wieczora: – Trzeba było rozwiesić światła, doprowadzić prąd, umyć podłogi, przenieść stoły i krzesła, rozstawić dekoracje. Wszystko to robiliśmy wspólnie z rodzinami – ogromnie pomogli nam rodzice, którzy zresztą początkowo bardzo obawiali się naszej nieco szalonej wizji – mówi Iwo. Nasi ojcowie byli niezastąpieni w kwestiach technicznych – prądu, zabezpieczeń progów, świateł itp., a mamy przy dekoracjach – kwiatach, świecach, serwetkach – dodaje. W namiocie, gdzie znajdowały się stoły dla gości, wszystko – od krzeseł aż po serwetki – rodzinny zespół rozkładał samodzielnie.  Te trzy intensywne dni pozwoliły naszym rodzinom lepiej się poznać i odczuć, że wspólnymi siłami budujemy coś naprawdę fajnego podkreśla Gosia. 

Para chciała, aby ten dzień był „na luzie” – żeby, zarówno oni sami, jak i goście mogli się bawić tak, jak sobie wymarzyli. – Chcieliśmy wesela na świeżym powietrzu, podczas którego każdy z gości może robić co zechce – potańczyć w stodole, porozmawiać z dawno niewidzianą rodziną przy stole, albo odpocząć na leżaku – podkreśla Iwo. 

Gosia: – Dekoracje na naszym weselu to przede wszystkim światło i starocie uzbierane przez właścicieli Starego Domu. W stodole znajdowało się wiele pięknych starych mebli, narzędzi, obrazów. Pod ścianami ustawiono komody i kredensy, a pośród nich można było znaleźć na przykład piękne stare radio, zaśniedziałe lustro czy naczynia na przyprawy jak z babcinej kuchni. Do tego, w stodole i wokół niej, rozwiesiliśmy girlandy dające całej przestrzeni piękne, ciepłe światło. 

Pozostałe elementy wystroju były proste. Gosia i Iwo wszystko wykonali samodzielnie, pomysły według ich planu musiały być – jak sami mówią –stosunkowo łatwe do realizacji. W namiocie zawisły jutowe chorągiewki, sztućce przewiązane były konopnym sznurkiem, a na stołach stały bukiety z polnych kwiatów nazbieranych przez dziewczynę świadka.

Planowany budżet a realizacja

– Budżet przekroczyliśmy – śmieje się Iwo. A dokładniej, pierwotne założenia były zupełnie nieprzystające do rzeczywistości i jak tylko zaczęliśmy konkretne planowanie, to od razu to dostrzegliśmy.

Przede wszystkim wynikało to z tego, że nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak wiele drobnych rzeczy trzeba kupić i załatwić, a ja to wszystko potem skrupulatnie podliczałam – wspomina z uśmiechem Gosia. 

Iwo: – Uznaliśmy, że to ma być nasz dzień, dlatego chcieliśmy, żeby wyglądał tak, jak to sobie wymarzyliśmy. Oczywiście staraliśmy się pozostawać w „rozsądnych” granicach, ale w przypadku niektórych rzeczy na których nam zależało – takich, jak światła czy leżaki, a bez których przecież wesele nie mogłoby się odbyć, odpuściliśmy przesadną kontrolę. Zdecydowaliśmy, że jesteśmy gotowi ponieść te dodatkowe koszty, aby jak najbardziej zbliżyć się do klimatu, jaki oboje mieliśmy w głowach.

Złota porada dla par planujących wesele

Iwo: – Przede wszystkim warto wyrażać swoje oczekiwania i omawiać plany wprost. Często słyszeliśmy o sytuacjach, w których po prostu czegoś nie uzgodniono, a młoda para tego oczekiwała

Gosia: – Staraliśmy się ze wszystkimi usługodawcami ustalić szczegóły i spytać o wszystko, co tylko przychodziło nam do głowy. I chyba wyszło nam to na dobre, bo nie spotkały nas żadne przykre niespodzianki.

Najbardziej emocjonujące wspomnienia...

– Sam ślub – w końcu to o niego chodziło.  Później, podczas wesela wszystko szło naprawdę jak po maśle. Ale też nie mieliśmy ogromnych oczekiwań i dokładnego planu imprezy. Zależało nam, żeby nasi najbliżsi dobrze się bawili i mamy nadzieję, że tak było. My sami bawiliśmy się świetnie – a nawet udało nam się sporo zjeść! – śmieje się Gosia.

Klimat wesela chyba wpłynął na wszystkich gości, więc wyczuwało się po prostu luźną, serdeczną atmosferę. Nie przejmowaliśmy się tym, czy nasz pierwszy taniec wyjdzie idealnie, albo czy nie zająkniemy się podczas podziękowań dla rodziców.

Dzięki temu mogliśmy skupić się na tym, że w tym dniu wszyscy dobrze nam życzyli i cieszyli się razem z nami. Ogrom pozytywnych emocji, jakie dostaliśmy od naszych gości – to chyba ten element, który zapamiętam na bardzo długo – mówi Iwo. 

TOP10 zdjęć w kategorii: reportaż - październik 2019

Suknia ślubna: Patricia Szlażko Atelier - model Florence. 

Wianek i bukiet: kwiateria.com.pl