Ją cechuje spontaniczność, on woli planowanie. Ona uwielbia upały, on chętnie pojechałby na Syberię. Różni ich wiele, ale na szczęście jeszcze więcej łączy i, jak sami mówią, żyć bez siebie nie mogą. Poznajcie Anię i Łukasza, małżonków, których wesele odbyło się w Dworze Leśce w województwie lubelskim. Było naturalnie, pastelowo, złoto i czerwono.
Różni, a tak bliscy
Bohaterowie poniższego reportażu trafili na siebie w internecie. Po roku zostali narzeczeństwem, a po kolejnych pięciu latach małżeństwem. Dziś są ze sobą siódmy rok, ale czują, jakby ich związek trwał od zawsze. Pytani o to, co napędza ich relację na co dzień, odpowiadają: – Nie potrzebujemy kwiatów czy drogich prezentów. To nasza obecność i bliskość daje nam poczucie, że mamy wszystko. – Anna podkreśla, że różnią się bardzo: – Łukasz jest pedantem, ja działam w chaosie. On się nie spóźnia, a w moim mniemaniu wszyscy zawsze przychodzą za wcześnie. On wstaje rano, a ja mogę zapaść w sen zimowy. On śpi przy zgaszonym świetle, a ja mam włączoną każdą możliwą żarówkę – śmieje się młoda żona.
Zdjęcia: PIĘKNIE JEST
Ślub w wyjątkowym klimacie
Kiedy już wiedzieli, że chcą spędzić ze sobą całe życie, w pierwszej kolejności podpisali umowę z właścicielami Dworu Leśce w miejscowości Leśce. Obiekt urzekł młodą parę swoim magicznym charakterem, zabytkowym parkiem, a także tym, że znajdował się niecałe dwa kilometry od kościoła w Garbowie, w którym brali ślub.
Termin zarezerwowali z dwuletnim wyprzedzeniem, stawiając na najbardziej gorące miesiące. – Lejący się żar z nieba to zdecydowanie nasze klimaty. Na szczęście wiedzieliśmy, że goście będą mogli spędzać czas w mocno zacienionym i przewiewnym parku, znajdującym się na terenie Dworu – wspomina Ania. To właśnie tam, pod materiałowym namiotem, odbyło się przyjęcie. Czy obawiali się deszczu? Przed weselem odrobinę pewnie tak, dziś jednak Ania zachęca przyszłe panny młode, by stawiały na plenerowe uroczystości. – Wiem już, że nawet pochmurny dzień nie pokrzyżuje uroczystych planów. Właściciele obiektów są przygotowani na każdą aurę – przekonuje.
Jarzębina, złote obrusy i jaskółki
Nadając charakter swojemu przyjęciu inspirowali się stylem rustykalnym. Zabytkowy, neogotycki kościół, który nie potrzebował zbyt wielu upiększeń, przystrojony został jedynie bukietem białych kwiatów, ułożonym przed ołtarzem, oraz skromnymi gipsówkami, zdobiącymi nawy boczne.
Dekoracje, wykorzystane w Dworze Leśce, nawiązywały do natury. – Postawiłam na pastelowe kolory kwiatów, jarzębinę, złote obrusy, świeczniki i butonierki z wizerunkiem szybujących jaskółek. – wspomina Ania. Młoda para współpracowała z florystką Justyną Waryszak z firmy Fiore, którą zresztą bardzo polecają innym nowożeńcom. Tym przyszłym małżonkom, którzy swoją uroczystość organizować będą w województwie lubelskim, zarekomendować też mogą usługi krawieckie ALWA Aliny Wajrak z Chełma, oczywiście Dwór Leśce, a także bardzo pomocnych księży z parafii pw. Przemienienia Pańskiego w Garbowie.
Współpraca z usługodawcami
Pytani o wybór ślubnych i weselnych fachowców mówią, że najważniejszy był ten, dotyczący fotografa. – Piękne i zgodne z naszymi oczekiwaniami uwiecznienie uroczystości było dla nas szczególnie istotne. Wiedzieliśmy, że to fotografia, oprócz oczywiście wspomnień, zostanie naszą najlepszą pamiątką. Jesteśmy w tym zakresie dość wymagający i wybredni, ale gdy zobaczyliśmy zdjęcia Oli Surdackiej z Pięknie jest wiedzieliśmy, że to jest to, czego szukamy: estetyka, czystość kadrów, brak sztucznej inscenizacji oraz doskonale oddany klimat. Współpraca z Olą to również gwarancja fantastycznego, pełnego uśmiechu i pozytywnego nastawienia kontaktu – podkreśla żona Łukasza.
Przyszłym młodym parom radzą, by przy podejmowaniu decyzji o współpracy z poszczególnymi usługodawcami nie kierować się opiniami innych, a przede wszystkim własną intuicją i odczuciami. Zachęcają też do szczerych rozmów ze specjalistami, zadawania pytań i odważnego mówienia o własnych oczekiwaniach.
Gdy o wszystkim decydujemy sami
Rozpoczynając przygodę z organizacją ślubu i wesela Ania i Łukasz postanowili jednogłośnie, że wszystkie koszty będą dzielić między sobą na pół. Uważali, że zwracanie się w stronę tradycyjnych zwyczajów, zgodnie z którymi na przykład pan młody kupuje suknie dla panny młodej, skomplikuje dodatkowo i tak już niełatwą logistykę i wyliczenia.
Obrali więc drogę, która według nich możliwie najbardziej ułatwiła przeprawę przez ślubno-weselne rachunki. – Nasze założenia sprawdziły się w rzeczywistości, nie tylko z uwagi na jasny podział kosztów. Przyświecała nam zasada, zgodnie z którą o wszystkim decydowaliśmy sami, i kierowanie się nią polecamy wszystkim przyszłym małżonkom – mówi Ania.
Niestety, a może na szczęście, nawet najbardziej przejrzyste planowanie nie zagwarantuje wesela bez tak zwanych wpadek. W przypadku naszych bohaterów mniej lub bardziej nerwowych komplikacji było kilka, a oni sami do dziś wspominają swoją wyjątkową odporność na stres w tamtym dniu. – Na różne nieoczekiwane sytuacje trzeba się przygotować nawet wtedy, gdy jesteśmy przekonani, że zrobiliśmy już wszystko. U nas były nimi: źle policzone porcje ciasta dla gości, rozbita droga turecka waza, niemal... zdewastowana zabytkowa fontanna oraz kontuzja kolana Łukasza podczas pierwszego tańca – wspomina Ania i zaznacza, że dziś oczywiście powyższe zdarzenia wspominają ze szczególnym uśmiechem.